Zdecydowanie, podróże kształcą…

Ostatnio często bywam w sprawach służbowych w stolicy. W zeszłym tygodniu miałam okazję podróżować pociągiem. Dawno nie korzystałam z tego środka lokomocji, ale czasami warto … chociażby po to, by porównać, czy nadeszły jakieś zmiany, bo w cenie biletu zdecydowanie tak.

Swoją podróż powrotną do Białegostoku rozpoczęłam na dworcu W-wa Wschodnia. Dworzec po gruntownym remoncie z okazji Euro 2012 prezentuje się całkiem nieźle.  Ale nie o budynku dworca chcę napisać, bo w zasadzie większość dworców jest już po gruntownych remontach, przynajmniej w dużych miastach.

Tym razem nie zaskoczył mnie nawet pociąg do B-stoku relacji Katowice – Warszawa – Gdynia Gł. – bo  dwa miesiące wcześniej takie zaskoczenie już przeszłam. Przy zakupie biletu upewniałam się  kasjerki, czy aby na pewno tym do Gdyni dojadę do Białegostoku – lubię całe Trójmiasto, nie tylko Gdynię,  ale zdecydowanie o innej porze roku.

Warto też wspomnieć , że zima zaskoczyła, było opóźnienie i zmiana peronu , co usłyszałam na moje szczęście w informacji podanej przez megafon. I ta w ostatniej chwili podana informacja spowodowała, że jako ostatnia wskakiwałam do pociągu.

Na wstępie zetknięcie z konduktorem,  gdyż już zamykał drzwi i upewnienie się , czy na pewno  do Gdyni przez Białystok. Do przyjemniaczków nie należał, zapytał, czy mam bilet na InterCiti … jakby inaczej, do gapowiczów się nie zaliczam. Tak jak ostatnim razem, przedziały zajęte, w poszukiwaniu luzu przemieszczam się dalej…

Trafiam na coś, co lubię w pociągu, czyli luz – pytam grzecznościowo, czy wolne? Tak, otrzymuję potwierdzenie  od jednego pasażera, drugi nie reaguje – śpi, pewnie zmęczony pomyślałam, w końcu pociąg jedzie z Katowic. Kiedyś często jeździłam pociągami i tak się składało, że zawsze trafiałam na rozmowne towarzystwo…nie zawsze miałam ochotę na rozmowy, gdyż  należę do tych co czytają w pociągu. Tym razem było nieco inaczej. Na czytanie nie było czasu, przynajmniej na początku. Rozpoczęłam konwersację z pasażerem, który jak się okazało jechał do Działdowa. Zdziwił się trochę, gdy powiedziałam, że jadę do Białegostoku … coś mu nie pasowało … starałam się go uspokoić, informując, że skład jedzie do Gdyni to może i o Działdowo zahaczy… zapewniłam Pana, że jedzie przez Olsztyn. Działdowo nie było wymienione na trasie biegu pociągu. Pasażer był zdenerwowany, bo nigdzie na dworcu w W-wie nie mógł skorzystać z telefonu, by poinformować domowników, że wraca – taką otrzymałam informację. Dziwne wydało mi się, że nie ma telefonu komórkowego, ale z drugiej strony pomyślałam – szczęśliwy człowiek. Ale ten pasażer zaniepokojony trasą pociągu, zdecydował się poszukać konduktora, aby upewnić się,  że wsiadł do właściwego pociągu.

Zostałam ze śpiącym pasażerem, ale tylko na chwilę, bo właśnie zjawił się konduktor. Sprawdzanie biletu rozpoczęło  koszmar, ale nie dla mnie, tylko dla śpiącego pasażera. Nieprzyjemny głos, z którym zetknęłam się wsiadając do pociągu zażądał biletów, a zaczął swoją powinność od budzenia pasażera. Na tym się skupię, gdyż byłam zdegustowana zachowaniem konduktora – przypadek w mojej opinii godny opisania. Pasażer wyjął „zmiętolony” bilet, okazało się, że nieważny. Po penetracji kieszeni podał drugi bilet, aktualny … ale okazało się,  że pomylił pociągi. Jechał do Tczewa,  niestety wsiadł nie do tego pociągu. Tak sobie pomyślałam, trafił mi się niezły przedział (sama wybrałam), ale poczekam na rozwój sytuacji… Pada pytanie konduktora: ma Pan pieniądze, czy wysiada na najbliższej stacji w Tłuszczu? Pada odpowiedź, mało przytomnego pasażera – mam pieniądze. Na nic zdały się tłumaczenia, że otrzymał informację, że to ten pociąg do Gdyni, pytał kolejarza – niestety, urzędnik kolejowy „beton” z poprzedniego ustroju był nieugięty i widocznie chciał pokazać jak jest ważny. No i się zaczęło – na swoim elektronicznym urządzeniu zaczął przeliczać dopłatę do biletu – trwało to ok. 10 min. , a może i więcej  – w końcu podał dopłatę: 17 zł. Pasażer powiedział, że nie ma tyle, dał 10 zł i wysypał drobne z portfela … zaczęło się liczenie kasy przez kolejarza, niestety była to inna waluta i brakowało 6 zł. Zaczął straszyć go karą w kwocie 670 zł i wysadzeniem na najbliższej stacji w Tłuszczu. Dalej czekałam na rozwój sytuacji…konduktor był ostro wkurzony, a biedny pasażer tłumaczył, że został wprowadzony w błąd…niestety na nic to się zdało. Nie wytrzymałam, powiedziałam konduktorowi, że dopłacę brakującą kwotę i niech zostawi go w spokoju. Wziął pieniądze i odszedł. Komentarz chyba zbędny… Po wyjściu konduktora rozpoczął się dialog. Pan był rozczulony i bardzo mi dziękował. Drobiazg, powiedziałam, niech miło mnie wspomina. Zapytał mnie o imię i powiedział, że się za mnie może pomodlić – pomyślałam prawy człowiek. Poczułam ulgę, że mogłam mu pomóc. Pasażer był „zmęczony i poszedł ponownie spać – dopiero na godz. 20 miał dojechać do Tczewa.

Po tym incydencie powrócił kolejny towarzysz podróży, który niestety już wiedział, że pomylił pociągi i miał wysiąść w Tłuszczu. W przeciwieństwie do pierwszego pasażera, nie miał tyle szczęścia, do Działdowa tym pociągiem by nie dojechał. Ale rozpoczęliśmy ciekawą konwersację…facet  oznajmił mi, że wczoraj został zwolniony z więzienia. Pomyślałam sobie, że to dlatego był taki luz w przedziale, inni pewnie wcześniej zdążyli się zorientować … z perspektywy czasu nie żałuję, że trafiłam na tak doborowe towarzystwo, bo traktuję to jako kolejne doświadczenie.

Rozpoczynam  dialog z kolejnym pasażerem, zadając pytanie jak tam było w więzieniu? Facet tłumaczy się, że wyciął trochę drzew na opał (stwierdził, że na Mazurach to standard), ktoś podkablował, przyszli zwinęli go w kajdanki, przeliczyli na jakieś godziny, bo nie był w stanie zapłacić grzywny 30 tys. i wsadzili go na Rakowiecką w Warszawie. Pociągnęłam rozmowę dalej, że trafił nie do byle jakiego więzienia…potwierdził, że było mu pisane siedzieć z pewnym ptaszkiem zwanym „słowik” – dużo by pisać … Ale przy okazji dowiedziałam się, kto rządzi w więzieniu na  słynnej Rakowieckiej. Potem porozmawialiśmy o „wczasach” w innym zakładzie (gdzie siedzą m.in.  pijani rowerzyści), w porównaniu oczywiście z Rakowiecką, to były wczasy (tak twierdził) – to dopiero doświadczenie. Ale niestety zbliżała się stacja Tłuszcz i kontroler biletów przyszedł dopilnować, by ten miły pasażer wysiadł.

Tak sobie tylko pomyślałam, jakimi ludźmi są zapełnione cele więzienne, a grube ryby nadal pozostają bezkarne…to taka nasza rzeczywistość. Poza tym po dwuletniej batalii w sadzie, też już mam swoje zdanie na ten temat.

Wracając do „zmęczonego pasażera”: żal mi go było, pilnowałam jego plecaka aż do stacji B-stok i nikt do nas się nie dosiadł. Poczytałam sobie na temat nowo wybranego papieża Franciszka, bo to był dzień po konklawe. Nadal jednak żal mi było śpiącego towarzysza podróży.  Na stacji Białystok obudziłam go, dałam mu wodę i kanapkę, którą zrobiła mi  ciocia na drogę, ponadto dałam trochę grosza (początkowo nie chciał przyjąć) na kawę, czy herbatę. .. w końcu to InterCiti, a do godz. 20 .00 zostało mu jeszcze trochę drogi do Tczewa, bo  w Białymstoku byłam ok. godz. 14. Tej łzy w oku pasażera i połykania wody z otrzymanej butelki nie zapomnę do końca życia i dla takich chwil warto żyć.

I jak tu nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że podróże kształcą…nie tylko inteligencję.